This site uses cookies.
Some of these cookies are essential to the operation of the site,
while others help to improve your experience by providing insights into how the site is being used.
For more information, please see the ProZ.com privacy policy.
This person has a SecurePRO™ card. Because this person is not a ProZ.com Plus subscriber, to view his or her SecurePRO™ card you must be a ProZ.com Business member or Plus subscriber.
附属机构
This person is not affiliated with any business or Blue Board record at ProZ.com.
Śmierć kobiety była związana ze świńskim uchem.
Sądzę, że powinienem obiektywnie przedstawić przebieg zdarzenia i jego przyczyny, a w szczególności owo wszystkiemu winne ucho. Stało się to mroźną, zimową, późną nocą, pod koniec roku, gdy na dworze na całym niebie unosiły się płatki śniegu niczym gęsi puch. Ktoś przebił świńskie ucho, przewiązał je kilkoma źdźbłami słomy i zawiesił na klamce antywłamaniowych drzwi ze stali nierdzewnej prowadzących do mieszkania kobiety. Ucho wyglądało, jak gdyby odcięto je żywcem jakiemuś biednemu stworzeniu: na górze było porośnięte resztkami szczeciny, w środku pełne brudu, a od dołu zwisał jeszcze wielki, zakrwawiony kawałek podgardla. Wisiało na błyszczących jak lustro drzwiach ze stali nierdzewnej niczym ogromny wykrzyknik.
Wielopiętrowy apartamentowiec, z jednym mieszkaniem na kondygnację, znajdował się na którymś z osiedli w centrum miasta. Zamieszkiwali go sami bogacze, którzy na co dzień odległość między domem a ziemią pokonywali windą – nikt w bloku nie znał nikogo. Nikt też nie wiedział kto powiesił świńskie ucho na drzwiach kobiety ani jak długo tam wisiało. Kobieta wyszła z domu wcześnie rano, a kiedy wracała, była już trzecia nad ranem. Przy każdym oddechu rozsiewając woń alkoholu, z szyją wtuloną w sobolowe futro, stąpała po warstwie skrzypiącego śniegu, powłócząc nogami i zataczając się jak bączek. Pomachała na pożegnanie w stronę małego, luksusowego samochodu.
Weszła do windy, strzepnęła z siebie płatki śniegu i zachichotała do swojego odbicia w lustrze. „Jeden wypad na huoguo i już chce iść do łóżka?” – zbeształa go w myślach. – „Tfu, faceci już tacy są, skandaliczni”. Gdy tylko wyszła, lampa z czujnikiem ruchu w ułamku sekundy rozświetliła korytarz. Kobieta jedną ręką sięgnęła do torebki po klucze, a drugą bezwiednie położyła na klamce. Lekki uśmiech na jej twarzy momentalnie zastygł. Wpatrzona szeroko otwartymi z przerażenia oczami w lepkie świńskie ucho, które znalazło się w jej ręce, kobieta zaczęła rozpaczliwie krzyczeć. Dźwięk jej zawodzenia odbijał się głośnym echem w opustoszałym korytarzu, lecz poza tym nie doczekał się znikąd żadnej reakcji.
Kobieta zapomniała zapewne, że sama kilka dni wcześniej w rozmowie z kimś zażartowała: „ostatnio w tym mieście działa tylko jeden sposób, żeby ludzie wychylili nosy z domów – wołać pali się!”. Oczywiście, tego nie zrobiła. Wniosła świńskie ucho do mieszkania zamykając za sobą na klucz drzwi zewnętrzne i wewnętrzne i założyła łańcuch antywłamaniowy. Zapaliła wszystkie światła, każde dokładnie sprawdziła, pozamykała drzwi i okna i zaciągnęła zasłony.
A na dworze nadal sypał śnieg. Kobieta objęła kołdrę i oparła się na wezgłowiu łóżka. W ciemnościach, z wzrokiem wbitym w sufit, pogrążyła się w domysłach:
Kto podrzucił mi to świńskie ucho? Kto mógłby być taki podły? To złośliwy żart? A może groźba? Kogo ostatnio obraziłam? Zhanga? Li? Wanga? Nawet jeśli, to nikogo aż do tego stopnia, a poza tym nie mogą wiedzieć, gdzie mieszkam. Czemu ktoś miałby mi podrzucać świńskie ucho? Jeśli ktoś naprawdę chciał mnie zastraszyć, mógł mi przecież podrzucić ociekające krwią świńskie serce, albo szkielet-zabawkę, który wydaje straszne dźwięki gdy się go dotknie, albo żywego i podrygującego węża, czy żabę. A, rzeczywiście, o tej porze roku węże i żaby zapadają w sen zimowy. Czemu akurat świńskie ucho? Co symbolizuje świńskie ucho? Tajemnicę. Właśnie, czyżby to wyszła na jaw ta moja sprawa z dyrektorem Liu? A może ta łapówka Starego Chena? A słoma, skąd ta słoma? Teraz wieprzowinę kupuje się w plastikowych reklamówkach, więc co tu robi słoma? Nie ma to chyba związku z tym dzieckiem ze wsi? Nie, niemożliwe. Robota byłego męża? Ale on wyjechał z kraju dobre kilka lat temu…
Kobieta raz po raz zapalała i gasiła światło w pokoju. Włączone raziło w oczy, przy zgaszonym opanowywał ją strach. Poszukała papierosa, zapaliła i zaciągnęła się nerwowo. Znikło już ponad pół paczki i niebo za oknem zaczynało się nieśmiało rozjaśniać, lecz wciąż nie potrafiła powiązać tego w jedną, sensowną całość. W ciągu jednej nocy przybyło jej niemało lat.
O świcie zapadła w drzemkę. Śniły jej się same świńskie uszy — pędziły za nią niczym lawina, aż zagnały ją na skraj przepaści, skąd już nie było drogi ucieczki. Kobieta spojrzała do tyłu na kłębowisko wykrzywionych w demonicznych uśmiechach uszu i głośno krzyknęła. Ciężko dysząc, zlana potem, obudziła się z koszmaru.
Kobieta przewijała listę kontaktów w poszukiwaniu kogoś, komu mogłaby się zwierzyć lub kogo mogłaby poprosić o radę. Klienci, współpracownicy, koleżanki, kochankowie, koledzy ze szkoły, znajomi z rodzinnej miejscowości, krewni, były mąż – nikt nie wydawał się jej odpowiedni. Westchnęła i wyłączyła telefon. Tak jak w przypadku wielu innych ludzi, wyłączenie komórki oznaczało tymczasowe zniknięcie z powierzchni ziemi.
Kobieta zamknęła się w mieszkaniu. Gdy była senna, kładła się, a we śnie biegła w wyścigu z tabunem świńskich uszu. Potem zrywała się na równe nogi i łamała sobie głowę nad ich pochodzeniem i znaczeniem. W końcu obsesyjnie sprawdzała wszystkie pokoje, drzwi i okna. Zmęczona tymi obchodami, z powrotem szła spać i błędne koło toczyło się dalej.
Po trzech dniach, w południe wyszło słońce i śnieg zalegający na ulicach zaczął topnieć. Kobieta zapragnęła się przejść. Opatulona niczym niedźwiedź, z włosami w nieładzie i brudną twarzą, roztargniona otworzyła drzwi i wychyliła się na korytarz, drugą połową ciała nie śmiejąc jeszcze opuścić domu. Zlustrowała każdy kąt korytarza z podejrzliwością złodzieja i goniąc już resztkami nerwów, odwróciła się jeszcze, by spojrzeć na klamkę po zewnętrznej stronie drzwi. Zwisało z niej kolejne świńskie ucho, kropka w kropkę takie, jak poprzednie. Kobieta wydała z siebie okrzyk i osunęła się na podłogę.
Jak już mówiłem, chcę obiektywnie zrelacjonować to zdarzenie. Z tego też powodu nazywam je zdarzeniem, a nie opowieścią, bo chciałbym tylko wiernie je odnotować, a nie wymyślać bajkę o żelaznym wilku. Oczywiście, mógłbym dodać zakończenie w stylu O. Henry’ego, żeby cała ta historia miała ręce i nogi, na przykład: ktoś przepadał za świńskimi uszami, krewny ze wsi w swojej życzliwości chciał mu je podarować i pomylił piętro. Albo takie, że kobieta nieumyślnie naraziła się małostkowemu osiedlowemu stróżowi. Czy też takie, że kobieta odbiła komuś męża, a żona zdecydowała się wyrównać rachunki, i tak dalej. Mógłbym nawet wpleść do historii odrobinę magii i opowiedzieć legendę o miłości człowieka i świni w poprzednim wcieleniu. Jednak muszę uczciwie przyznać, że i ja nie wiem, kto i dlaczego podrzucił to świńskie ucho. Tak to już w życiu bywa, że nie znamy prawdy kryjącej się za wieloma sprawami. To, co widzimy, to często jedynie rezultat.
Przejdźmy teraz zatem do rezultatów owego zdarzenia: kobieta straciła przytomność pod drzwiami mieszkania wskutek doznanego szoku. Godzinę później znalazła ją sprzątaczka i wezwała karetkę, którą przetransportowano kobietę do szpitala. Kobieta wyszła z tego bez szwanku i odzyskała siły, ale popadła w szaleństwo. Przekazano ją do szpitala psychiatrycznego, gdzie po pewnym okresie leczenia objawy jej choroby zostały opanowane.
Kobieta zmarła o zmierzchu pewnego wiosennego dnia. Zachodzące słońce rozpalało niebo nad miastem krwistoczerwonym blaskiem, jak na akwareli. Kobieta siedziała pod drzewem przy ulicy, klaskała w dłonie i trajkotała pod nosem, cała w skowronkach. Jakiś mężczyzna przeszedł obok prowadząc dziecko za rękę. Nie wiedzieć czemu, dziecko zaczęło nagle wiercić się i grymasić: „Nie będę jeść świńskich uszu!”.
Nie będę i tyle!
Gdy kobieta usłyszała słowa „świńskie uszy”, pobladła w osłupieniu. Jak spłoszony dziki koń przesadziła jednym susem barierkę ochronną, wpadła na ulicę i w ułamku sekundy zniknęła w pędzącej rzece samochodów.
Kierowca, biały jak śmierć z przerażenia, wpatrywał się w kobietę leżącą w kałuży krwi. Roztrzęsiony, sięgnął po telefon i zgłosił wypadek. Reszta samochodów nieprzerwanie mknęła dalej. Czasami tylko jakiś kierowca przejeżdżając obok zwalniał i mimochodem rzucał okiem przez szybę, by zaraz z powrotem wcisnąć ile sił pedał gazu i na nowo dać się ponieść przypływom i odpływom morza pojazdów.
Dziecko przestało kaprysić i palcem wskazało na kobietę w sadzawce krwi. „Jejku, ona skacze przez płotki szybciej niż Liu Xiang!” – rzekło ze zdumieniem.
Mężczyzna jedną ręką ciągnąc dziecko, drugą podniósł do oczu i spojrzał na zegarek. „Szybciej, nie mamy czasu” – powiedział zniecierpliwiony.
Chinese汉语译成Polish波兰语: 吳趼人,二十年目睹之怪現狀1 General field: 艺术/文学 Detailed field: 诗词与文学
翻译文本 - Polish波兰语 Szanghaj był miejscem rozkwitu handlu, rojną od ludzi mozaiką tego, co chińskie i zagraniczne, portem, do którego statki przybijały jeden po drugim, przez który przewijały się tysiące towarów. Zwabione niezliczoną liczbą bogatych kupców, swego szczęścia w Szanghaju szukały również kurtyzany z Suzhou i Yangzhou. Gromadziły się w okolicy Czwartej Alei, gdzie rywalizowały o uwagę niedwuznacznie prezentując swe wdzięki. Z usług kurtyzan wyższej klasy korzystali oczywiście bogaci panicze, ale te niższej klasy też miały swoich amatorów – śliniących się na ich widok jegomości wszelkiej maści. Tak oto porośnięte trzciną piaszczyste pustkowie w ciągu sześćdziesięciu lat zmieniło się w najbardziej chyba tętniące życiem miejsce w całych Chinach. Ach! Nietrudno było, aby miejsce tak ekstrawaganckie stało się płytkie i puste. Wkrótce jedynym tematem rozmów osób bawiących akurat w Szanghaju stały się przyjęcia.
Chinese汉语译成Polish波兰语: 吳趼人,二十年目睹之怪現狀2 General field: 艺术/文学 Detailed field: 诗词与文学
翻译文本 - Polish波兰语 Pamiętam, że gdy miałem piętnaście lat, mój ojciec przysłał do domu ze swojego sklepu w Hangzhou list, w którym pisał, że zachorował i wzywał mnie do siebie. Ze względu na mój wiek, matka martwiła się o mnie i nie chciała zgodzić się na mój wyjazd. Odchodziłem od zmysłów z niepokoju, a po krótkim okresie zwlekania dostaliśmy jeszcze trzy listy z wiadomościami, że choroba się pogarsza. Padłem więc matce do stóp i błagałem nieprzerwanie, by pozwoliła mi pojechać do Hangzhou do ojca. Moja matka też się martwiła, jednak mimo wszystko nie wyrażała zgody. Nagle przypomniała sobie pewnego człowieka nazwiskiem You, którego imię grzecznościowe brzmiało Yunxiu. Był najbliższym przyjacielem mego ojca z czasów, kiedy ten był jeszcze w domu. Ponieważ mój ojciec wielokrotnie pomógł panu You, matka uważała za jak najbardziej właściwe poprosić go, by mi towarzyszył, co miało zapewnić mi bezpieczeństwo. Dlatego też poleciła mi osobiście złożyć wizytę w domu Yunxiu i zaprosić go do nas, aby bezpośrednio omówić z nim tę sprawę. Ze względu na swój dług wdzięczności, pan You natychmiast się zgodził. Spakowaliśmy bagaże, pożegnałem się z matką, wsiedliśmy na parowiec i popłynęliśmy, najpierw do Szanghaju. W tamtych czasach nie było jeszcze transportu rzecznego, więc podróż statkiem wahadłowym do Hangzhou zajęła nam całe trzy dni. Pytając przechodniów o drogę, dotarliśmy w końcu do sklepu, ale na miejscu dowiedzieliśmy się, że ojciec odszedł dwie godziny przed naszym przybyciem. Nie muszę chyba opisywać, jak wielki sprawiło mi to ból.
Był wtedy w sklepie zarządca nazwiskiem Zhang, zwany Dingchen. Dał mi jakiś czas, bym mógł wypłakać swój żal, po czym zabrał mnie do jednego z pokoi i zapytał:
– Teraz, gdy twój ojciec nas opuścił, jakie są twoje zamiary?
– Wujku, jestem jeszcze dzieckiem, nie mam żadnych zamiarów, a poza tym spotkało mnie coś takiego, nie mogę nawet zebrać myśli, jak miałbym jeszcze coś planować? – odparłem.
– Ten pan You, który z tobą przyjechał, to przyjaciel rodziny? – spytał Zhang.
– Tak, był bliskim przyjacielem mojego ojca.
– Teraz, gdy twojego ojca zabrakło, ja sam nie dam rady zająć się pogrzebem i dobrze by było, bym mógł omówić tę sprawę z kimś innym. Ale ty jesteś jeszcze za młody, a jeśli chodzi o tego You, to obawiam się, że nie jest on godny zaufania.
– Dlaczego wujek tak uważa?
– Chociaż nie znam się na czytaniu z twarzy, to jednak doświadczyłem wiele i swoje wiem. Pomyśl, na kogo jeszcze możesz liczyć?
– Jest jeden stryj, tymczasowy namiestnik Nankinu, możemy wysłać telegram z prośbą, by przyjechał.
– Zły pomysł, bardzo zły pomysł! – potrząsnął głową Zhang – twój ojciec za życia najbardziej bał się jego. Jeśli on przyjedzie, to cały pogrzeb będzie zrujnowany. Chociaż jesteście rodziną, to nie śmiem z nim mieć nic wspólnego.
Wtedy w zakamarku mego serca zrodziła się myśl: chociaż ten Zhang Dingchen był dobrym przyjacielem mojego ojca, to na dobrą sprawę nigdy wcześniej go nie spotkałem ani nie widziałem, jak na co dzień traktuje ludzi, a stryj to w końcu rodzina. Jak miałbym w tak ważnej sprawie nie prosić o pomoc krewnego, a zamiast tego polegać na nieznajomym? Namyśliwszy się, rzekłem:
– Proszę, żeby wujek koniecznie wysłał telegram do mojego stryja.
– W takim razie mogę tylko posłuchać twojej prośby – odparł Zhang – ale jest jedna sprawa, którą muszę ci wyjaśnić. Twój ojciec na łożu śmierci przekazał mi swoją wolę. Powiedział, że jeżeli nie zdążysz do niego dojechać, czy też twoja matka będzie się o ciebie martwiła i nie zgodzi się na twój wyjazd, to ja mam załatwić sprawy związane z pogrzebem i dopilnować, by jego ciało wróciło do domu. Nigdy nie powiedział słowa o twoim stryju.
– Obawiam się, że to dlatego, że ojciec w chorobie o nim zapomniał. Kto wie, może dlatego nie wspomniał o stryju.
Zhang wydał z siebie długie westchnienie, podniósł się i wyszedł.
Chinese汉语译成Polish波兰语: 吳趼人,二十年目睹之怪現狀3 General field: 艺术/文学 Detailed field: 诗词与文学
翻译文本 - Polish波兰语 Korespondent redakcji „Nowej powieści” odebrał list Wyrwanego Śmierci i zapiski Szczęśliwca, Który Uszedł Z Życiem. Choć przeczytał tylko jeden ustęp, nie mógł zdobyć się na to, by odłożyć powieść do szuflady. Postanowiono publikować ją w odcinkach. Czytelnik musi wiedzieć, że tekst poniżej to notatki Szczęśliwca opatrzone komentarzem Wyrwanego Śmierci.
Jestem dobrym człowiekiem i nie doświadczyłem w życiu żadnych burz, czy niebezpieczeństw, ani nie wyznaczono nigdy nagrody stu tysięcy taeli za schwytanie mnie. Dlaczego zatem ukrywam swe nieskalane imię i przybieram pseudonim Szczęśliwiec, Który Uszedł Z Życiem? Tylko dlatego, że w ciągu tych dwudziestu lat, odkąd przyszedłem na świat, poznałem jedynie trzy rodzaje istot. Pierwszy to węże, robaki, szczury i mrówki; drugi – szakale, wilki, tygrysy i pantery; trzeci zaś to demony chi, mei, wang i liang. Choć spędziłem pośród nich dwadzieścia lat, te pierwsze mnie nigdy nie ukąsiły, drugie nigdy nie żywiły się moim mięsem, a trzecie nigdy mnie nie schwytały. W niepojęty sposób udawało mi się zawsze ich unikać, czyż nie jestem zatem Szczęśliwcem, Który Uszedł Z Życiem?
More
Less
翻译相关教育经历
Master's degree - Jagiellonian University in Krakow